Dwie największe pasje w życiu: fotografia i góry. Towarzyszą mi od dzieciństwa.
Kiedy zrobiłem pierwsze zdjęcie?- nie pamiętam. Za to pamiętam, jak z tatą, który zaszczepił we mnie zainteresowanie fotografią, kupowaliśmy powiększalnik „Opemus 5a”. Kupowaliśmy razem… dużo powiedziane… asystowałem przy transakcji i niesieniu do domu dużego czarnego pudła. Pierwszy sprzęt: aparat Wilia i tabela naświetleń. Dalej wspominać mogę mękę oszczędzania na Prakticę BC1 i zakup tej, jak się wtedy wydawało, wspaniałej maszyny…
Po każdym wyjeździe przekształcałem całe mieszkanie w fotograficzną ciemnię. Jako uczeń “Plastyka” wymyśliłem sobie praktykę w studio fotografii reklamowej „102” w Łodzi. Wówczas miałem okazję zaprzyjaźnić się bliżej z Sinarem, oświetleniem błyskowym Broncolor i troszkę bardziej zautomatyzowaną ciemnią. Fotografię „miałem” i w liceum i na studiach (u obecnego Architekta Miasta Łodzi prof. Marka Janiaka). Wykształciłem się na plastyka i czynnego architekta, ale dawne marzenia, by móc poświęcić swoje życie fotografii, powracają. Głód coraz doskonalszych kadrów jest we mnie teraz silniejszy niż kiedykolwiek.
Spośród wszystkich tematów wykonywanie zdjęć (szczególnie górskiego) krajobrazu jest mi najbliższe i daje niezwykłą satysfakcję. To nieuleczalna choroba objawiająca się chęcią utrwalenia i przekazania innym ulotnych i wyjątkowych obrazów napotykanych na trasie wędrówki. Miejsce ma znaczenie, ale obraz współtworzy to, co zmienne: zjawiska pogodowe, rysunek chmur na niebie, zmieniające barwę światło, które tocząc walkę z parą wodną szuka swej drogi na ziemię. Wiemy, że takie dzieła natury otrzymujemy w prezencie czasem na kilka- kilkanaście minut, czasem na kilka sekund, jak choreografię z chmur stworzoną pędem halnego. Schwytanie tych obrazów, zamknięcie w kadrach towarzyszących tym spotkaniom emocji nie jest łatwe. To sztuka kompozycji, doboru odpowiednich środków technicznych, czy wreszcie umiejętność “wywołania” takiego magicznego obrazu i znalezienia się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu. Niepowodzenia prowokują do ciągłej nauki, analizy prac innych autorów, poszukiwania metody na utrwalenie w fotograficznym obrazie tego, co widzi oko i czują pozostałe zmysły. Gdy się uda, patrzący na zdjęcie mogą poczuć potęgę gór, nikłość ludzkiego istnienia, przytłaczającą ciszę, samotność albo wycie wiatru, czy przeszywające zimno. Moje góry to wyjazdy po kilka razy w roku w różne zakątki Polski i Europy, turystyka wysokogórska, wspinaczka. Bardzo często inspiracją do tych wyjazdów były cudze zdjęcia. Chciałbym, by moje też kogoś inspirowały, zachęcały do obcowania naturą, a gdy nie może dotknąć tego piękna tu i teraz, przypominały chociaż, że poza codziennością jest ogromny, majestatyczny świat.
Innym tematem moich zdjęć jest taniec. To znów połączenie dwóch pasji, które uprawiam. W fotografiach staram się uchwycić estetykę formy tworzonej przez tancerzy, powstającą na parkiecie harmonię dwojga ludzi i ich wzajemne interakcje. Czasem wymaga to zamrożenia ruchu, innym razem, wprost przeciwnie, podkreślenia nieostrością jego dynamiki. Lubię efekt nakładania się poruszonego obrazu tworzonego w świetle zastanym z ostrym obrazem rysowanym fleszem, choć za każdym razem staram się obmyślić fotograficzną taktykę na nowo, słuchając podpowiedzi, jakie daje miejsce, jego oświetlenie, czy charakter tańca.
Zapraszam do zwiedzania galerii i zapoznawania się z innymi podejmowanymi przeze mnie tematami. Zachęcam do kontaktu wszystkich zainteresowanych moimi zdjęciami.
Michał Woźniakowski